06-14.08.2019

Gdyby ktoś mi rok temu powiedział, że za rok przejadę rowerem (sic!) kawałek bałtyckiego wybrzeża, to z miejsca zdobyłby główną nagrodę w kategorii “Dowcip Roku” 🙂

A jednak!

Od Świnoujścia do Kołobrzegu, z sakwami, jak dwa ślimaczki, które rano zwijają swój zielony domek/Hotel Hilton Migrująca Rezydencja, żeby rozbić go znowu wieczorem kawałek dalej.

“Dusza szwędaczki” ma wiele odmian. Skoro lubi chodzić, to i na rowerze z przyjemnością pojedzie… Endemiczne gatunki turystów to w gruncie rzeczy jedna wielka rodzina. Rowerowi sakwowicze tak jak ci prawdziwi chodzący po górach – pozdrawiają się na szlaku, uśmiechają, zagadują, pomagają. Podpowiedzą czy trasa dobra, poratują kawałkiem sznurka, gdy baba uprze się przewieźć 30km na rowerze drewniany pagaj wyrzucony przez morze. Jednym słowem – niby tam trapery i plecak, tu nagle rower i sakwy, ale uczucie “jak w domu”. Ciepło na sercu…

Świnoujście, Ahlbeck, Międzyzdroje, Wisełka, Dziwnów, Trzęsacz, Rewal, Niechorze, prawie bezludna plaża gdzieś między Pogorzelicą a Mrzeżynem, Kołobrzeg, Sianożęty, Ustronie Morskie.

Drogi, dróżki, leśne szutry, ścieżki rowerowe. 8 nocy, 4 pola namiotowe. Rozmowa z Malarzem w Forcie Anioła, anioły-Szemkele z galerii w tym forcie. Plaże bezludne i bardzo ludne. Wina pite o zachodzie słońca z gwinta na ciągle innej plaży. Oberwanie chmury w Świnoujściu, koncert deszczu w namiocie, podtopione pole namiotowe. Knajpa z parasolkami na suficie, gdy z plaży w nocy przegonił nas deszcz. Herbata pita rano z emaliowanego kubeczka. Kanapki na śniadanie robione gdzie bądź – na promenadzie w Dziwnowie, na plaży w Niechorzu doprawiane piaskiem, na głównym placu przy latarni morskiej, w Kołobrzegu w namiocie, żeby pomidory nie odleciały z wiatrem. Fotograficzne polowanie na mewy. Wędzone ryby jedzone finką prosto z papierka na pierwszej napotkanej obok wędzarni ławce. Wszędzie ten sam turystyczny kicz na głównych “krupówkach” obserwowany przez filtr sarkazmu. “Dominikana Family Hotel” w Sianożętach – Karaiby na polskiej wsi. Zielona bandana wyłowiona z morza, suszona na kolanie, przywiązana do znalezionego na plaży konara wyrzuconego przez morze – czyta metafizyka.

Smakowanie każdej emocji, każdej chwili.

Życie jest piękne!

 

“Siódmy anioł
jest zupełnie inny
nazywa się nawet inaczej
Szemkel

to nie co Gabriel
złocisty
podpora tronu
i baldachim

ani to co Rafael
stroiciel chórów

ani także
Azrael
kierowca planet
geometra nieskończoności
doskonały znawca fizyki teoretycznej

Szemkel
jest czarny i nerwowy
i był wielokrotnie karany
za przemyt grzeszników

między otchłanią
a niebem
jego tupot nieustanny

nic nie ceni swojej godności
i utrzymują go w zastępie tylko ze względu na liczbę siedem

ale nie jest taki jak inni

nie to co hetman zastępów
Michał
cały w łuskach i pióropuszach

ani to co Azrafael
dekorator świata
opiekun bujnej wegetacji
ze skrzydłami jak dwa dęby szumiące

ani nawet to co
Dedrael
apologeta i kabalista

Szemkel Szemkel
– sarkają aniołowie
dlaczego nie jesteś doskonały

malarze bizantyjscy
kiedy malują siedmiu
odtwarzają Szemkela
podobnego do tamtych

sądzą bowiem
że popadliby w herezję
gdyby wymalowali go
takim jak jest
czarny nerwowy
w starej wyleniałej aureoli”

Zbigniew Herbert “Siódmy Anioł”

  1. Maniek

    Świetnie napisane i pięknie pokazane :))

Komentarze są wyłączone.